poniedziałek, 20 grudnia 2010

Pamiętnik, kartka nr 7

     Spokoju szukaj w ciszy. W tej niebrzmiącej niczym chwili masz szansę na pielęgnowanie myślenia. A świat hałasuje. Świat nie chce, żebyś myślał.

     A człowiek tak często nie słucha ciszy. A cisza ma nam tak wiele do powiedzenia. A może, my nie chcemy tego słyszeć.
Może nie chcemy usłyszeć  słowa prawdy, być może jedynego słowa prawdy.

     Wyłączyłem radio. Zza ściany słychać zbyt głośno chodzący telewizor. W sąsiednim pokoju gra komputer. Słychać, prawda, bardzo wiele. Wśród odgłosów maszynowych karabinów, wśród jęków wirtualnych ludzi, osuwających się na ziemię, prócz niosących złe wieści wiadomości. Ciężko jest znaleźć skrawek ciszy, jednak…

     Jednak cisza jest słodka. Jest jak czekoladka. Na wierzchu gorzka czekolada, a w środku czeka słodka niespodzianka. Hałas! Cisza umknęła. Komu się chce za nią biec? Spotkam kogoś, kto biegnie w tę stronę, za tą uciekającą? Nie muszę. Samotność jest piękna jak cisza.

czwartek, 16 grudnia 2010

A jutro bodajże piątek

     Czasami zastanawiam się czy można porozmawiać z własną ścianą. Nie dolega mi samotność. Ściana jest bardzo ciekawa. Niby taka stateczna, istotna, niby taka przemyślana, a zwykły młotek potrafi ją popsuć. Myślę, że taka ściana musi być bardzo mądra. W końcu słucha przez lata tylu ludzi, nic przy tym nie mówiąc, nikomu nie przerywając. Nikt nie mówi, że ściany są kulturalne. Myślę, że jak by ta ściana, ja wiem, nazwijmy ją Ala, miała się ubrać, założyłaby na siebie piękną ale zarazem gustowną suknię w kwiaty. Chciała by pokazać własną zwiewność i lekkość, bo przecież o Ali nikt w ten sposób nie mówi. Nikt o niej nie mówi. I choć Ala taka samotna, przecież się do niej nie przytulę…

     Mam ostatnio bardzo dużo czasu. Mam czas wstać rano przed szóstą. Mam czas zjeść śniadanie i wyjść na zajęcia. Mam czas wrócić do domu po 21. Czas… Smutno by było. Nieciekawie by było, kiedy każdy mógłby zatrzymać czas wtedy kiedy ma na to ochotę. Wleklibyśmy to nasze życie. Myślę, że nastąpiło by ciągłe i nieprzerwane zatrzymanie czasu. Czy było by to złudzeniem?

     Ja wiem co bym chciał. Wirować dookoła własnej osi, wydawać piękne dźwięki… Wirując otworzyłbym usta, i wyciągnął język. Wirujący facet z wytkniętym językiem. Chciałbym nim być. Kto ludzi uczy beztroskiego bytu. Lepiej było by zapytać, kto poczucie takie w nas zatraca, a może co? Życie to zbyt banalna odpowiedź. Chciałbym się pobujać na hamaku, wśród zieleni tropikalnego lasu. A wskazówka kreci się. A kolejny dzień kończy się. Co się jutro wydarzy? Może świat będzie bogatszy o jednego wirującego z wytkniętym językiem faceta? Któż wie?
Uśmiechnij się :D

środa, 15 grudnia 2010

Baran, co lata jak motyl

     Migają światełka, choinkowe ozdoby, migają naprzemiennie. Migają mi myśli, migają pomysły, czas przemija tak samo. Tak samo trzeszczy śnieg pod butem, tak samo trzeszczy odgłos intelektualnej luki. Dokoła jasności wciąż przybywa, oszukującej naturę ponurej zimy. U mnie raczej widno, na pewno nie świeci. Zrobić to, czy zrobić inaczej. Obraz namalować, czy posadzić kwiatka? Dylematy człowieka młodego. Dylematy każdego człowieka. Czy dzisiaj jest piątek? Nie, dzisiaj nie ma piątku, piątek proszę pana nastąpi.

     A jaki miał kolor talerz, łup mój, na którym jadłem. Co jadłem i kiedy. To było. Co jeść zatem będę? Czy to wypada, żeby ziemniak odbywał posiedzenia na kwiecistej łące? Czy lepszy będzie kolor palonego szkła? Czy łódko czy pierś? A co to była za kura? Ciekawe czy miała wuja. Ciekawe czy była kiedy u doktora? Skąd mam wiedzieć.

     Pustka to stan, wszechstan. Nadużywują ją. Ciągle ją czymś nazywują. Kupują, konsumują, trawią, umierają. Smucący się jest człowiek, obrawszy drogę pustki. Pustka człowieka wkręca w dziurę. Z dziury trudno wyjść, bo to taka specjalna dziura z trudnym wyjściem.

     Chciałbym pohasać po łące. Chciałbym poudawać owieczkę, nie, wolałbym motylka. Być ukołysanym przez wiatr, źle, być kołysanym na wietrze. To musi być radocha. Ciekawe czy motyle mają takie malutkie aparaty. Jak bym był motylem to chciałbym mieć aparat, taki malutki. Robiłbym kumplom motylom zdjęcia. Motyle to chyba muszą się dużo uśmiechać? Pewnie tak. Robiłbym malutkie zdjęcia, malutkim aparacikiem, malutkim usteczkom z dużuchnymi uśmiechami.

czwartek, 9 grudnia 2010

"Bez kury nie podchodź"

     Pamiętam, powiedziała kiedyś, kiedy nie było jeszcze dzieci. Wziął mnie mój mąż i zaprosił do restauracji, no wiesz gdzie, no tam… tam na końcu miasta koło tej uliczki… Tak, wiem, babciu. Kontynuowała. Wiesz, nic nie pamiętam z tego spotkania, ale pamiętam jedną rzecz. Wiem, że jedliśmy ziemniaki, i wątrobę. Wnuczek zrobił oczy, bo jego duszyczka pewnie nigdy takiego jadła nie zaznała. Babcia, a była jakaś okazja? Babcia ciągnęła dalej. Ta wątroba była taka dobra, tak dobrze doprawiona. Z jej idealnie dogotowanej struktury, nie, tego zwyczajna babcia by nie powiedziała. Wnuczek miał jednak okazję, aby usłyszeć jedyną w swoim rodzaju poezję czy hymn na temat cudownej wątroby. Wciąż dało się słyszeć głos pochwalny płynący wprost w objęcia ów gruczołu. Jaka to ona idealnie pachnąca, jaka to ona smakowita, jak pięknie się prezentuje na talerzu, jak zaspokaja potrzeby kubków smakowych, jaką to ucztę mają sztućce które dzielą tak idealnie sporządzoną potrawę. Oboje wpadli w trans. Trans to zbyt duże słowo, jednak kto w dzisiejszych czasach sobie na wyolbrzymienia nie pozwala. Nie. Źle napisałem, trzeba iść pod prąd. Oboje po owej rozczulającej rozmowie nabrali bardzo małej, maluteńkiej wręcz, i jeśli ochota może być filigranowa, nabrali takiej właśnie ochoty, na skosztowanie tego, co zowiemy miłością do śmierci. A niby zwykła rzecz...której większość populacji nie cierpi. Bo "bleee". Dzisiaj to... bez kury nie podchodź…
Pozdrawiam odwiedzających :)

niedziela, 5 grudnia 2010

Pamiętnik, kartka nr 6

     Poznałem ostatnio wiele pań o pięknych włosach. Spenetrowałem już prawie całą wystawę farb do włosów. Pokonałem objawy oczopląsu. Przestały mi się mieszać rodzaje dezodorantów czy kremów, wiem już gdzie leży zapach „japoński ogród”.

     Doświadczyłem przerażenia. Wywaliłem gigantyczną, sięgającą prawie sufitu, wieżę papieru do nosa. Serce na chwilę stanęło, przerażone widokiem lawiny spadających i rozwalających się pudeł na zapleczu. Na szczęście miałem na co zwalić ów mój brak doświadczenia i pewnego rodzaju wyczucia. Owszem, zostać przygaszony stertą papieru, to jest coś, na co czeka się latami. Serce z tego się teraz cieszy.

     A dookoła galerii chodziło sobie serce, i rozum. Dziewczynom nie było wiele trzeba. Prawie automatycznie zaczęły się wzajemnie zwierzać, który to z dziwacznych stworów jest bardziej a to romantyczny, a to przystojny.

poniedziałek, 29 listopada 2010

Mordobicie

- Poznałam niewielu ludzi uśmiechniętych. Omijała mnie radość. Jesteś inny.
- jestem tylko robaczkiem, a ludzi uśmiechniętych jest jeszcze trochę , naprawdę
- ja miałam chyba na tyle smutne życie , ze się z niewieloma takimi spotkałam
ale jak mówisz, ze są tacy, to jest nadzieja :D

- „smutne życie”
muszę się nad tym frazesem zastanowić
często mnie zaskakuje łączenie  tych dwu wyrazów
naprawdę

- tak? a co w tym polaczeniu 'nietakiego'?:)

- życie, eksplozja tajemniczej siły, czegoś nieodkrytego, niezbadanego, cudownego, wykraczającego po za naszą świadomość, łączyć ze słowem tak…
takim zwykłym słowem „smutne”

nie ja rozumiem, nie musi wzbudzać to w tobie kontrowersji
ale mnie to dziwi :)
i nie chodzi o szukanie na siłę piękna, przemalowywania, wyolbrzymiania
ale o takie spokojne  jesienne myślenie

Dostałem po twarzy komplementem. Zmieniłem temat. Dostałem po twarzy komplementem. Był trafiony. Rozmiękło mi poczucie zadowolenia. Rozkołysało mi się w stanie chwilowej nieważkiej przyjemności. To naprawdę może być fajne. Mam zadanie, dla siebie. Nauczyć przyjmować się komplementy.  Kolejny powód do uśmiechu?

Zafascynowanie człowiekiem. Fascynacja każdym człowiekiem, każdym drzewem, podmuchem wiatru. Często zapominam. Zbyt często zapominam o tych cudach. Ma postawa ma tak wiele z postawy przesiąkniętej marnością.

- to chyba jest kontynuacja. Życie źle wykorzystywane, niedoceniane, przegapione, zmarnowane.
smutne Zycie to dla mnie…

- „niedocenione”… ileż w tym słowie przerażającej prawdy.

Mi pozostaje radować się. Radować się walką z własnymi słabościami, pocieszać się wygranymi. Uśmiechać się do klęsk, i gotować zupę dla wesołej przyszłości…

Tak, to jest dobra myśl

     Dzisiaj jestem radosny. Choć zawaliłem dzień w szkole, jestem pocieszony. Kiedyś musiałem być twardy. Tak mi się wydawało, i z pokerowym wyrazem twarzy pokonywałem codzienność. Jakie to smutne. To było. Dawno, zaczynam już zapominać. A dziś, teraźniejszość jest inna. Codzienność staje się zupełnie zaskakująca. Zadowala mnie to. Dziś się cieszę z własnych poruszeń. Zastanawia mnie jednak ów myśl codzienności. Codzienność jest często podobna. Smutni są ludzie których los nie zaskakuje. Tak mi się wydaje. Ale los nie musi zaskakiwać zewnętrznie. Pośród idealnego życia, który jest celem wielu młodych jednostek, brakuje w ogóle bytu nienamacalnego. Nie chodzi o duchowość religijną. Mam na myśli proste patrzenie na naszą osobę. Gesty, ruchy są efektem czegoś materialnego. A myśli?

     Jest na to wiele odpowiedzi, wielu jednak nie znamy. Ale po co nam wszystko wiedzieć, gdzie byłby wtedy element niespodzianki? Gdzie poczulibyśmy się jakoś bardziej? Tak, to jest dobra myśl.
Pozdrawiam :)

niedziela, 28 listopada 2010

Pan Rok

     Zastanawiałem się, czy należy dziś świętować. Świętowałem w duchu.  Rozmawiałem. Pocieszono moją radość rozmową. Rozmowa była dobra.

     Słucham piosenki, jest smutna. Jestem wesoły. Nostalgia tak łatwo mnie nie dobędzie. Nostalgia? Nie, przecież jestem facetem. I co z tego? W sumie nic.

     Poruszono dnia dzisiejszego kwestię nadużywania słów. Poruszyłem ja. Rzucono przykład. Odebrałem przykład. Depresja, Wiara. To już są dwa.

    Podjąłem zastanawiania. Dlaczego ludzie tak często narzekają? Jak wiele rzeczy może się nie podobać. Stop. Łatwiej było by zapytać, co na tym świecie się komuś może podobać. Stop. Cieszę się, że wolę iść pod górkę. Moje zadanie na dziś? Zacząć szukać maszyny do robienia pesymistów. Jak ją znajdę, na pewno jakoś ją popsuję.

     Po co to piszę? Pesymizm wyjątkowo mi nie leży. A może ludzie smutni, zakładają jedynie garnitury od złego krawca? Cieszę się z własnego fraka. Chyba zostanę krawcem.

wtorek, 23 listopada 2010

Pamiętnik, kartka nr 5

- chcesz coś po mnie w spadku?
cisza
- mhm, wiesz, chciałbym pierwszą lepszą książkę, ale z dedykacją.
cisza
- większość książek oddałam już do biblioteki, ale spoko, coś znajdę.
cisza
- chcesz coś jeszcze?
- talerz i kubek…
cisza
- za miesiąc dowiem się czy umieram, jak coś wtedy dopiszę w testamencie…
cisza

     Wczoraj rozmawiałem, będąc w pół nieświadomy świata, z ciszą. Miałem chęć powiedzieć coś do talerzy. Zostałem poinformowany, że o rzeczach wzniosłych się napisać nie da, nie na GG. Dowiedziałem się, że ciężko uciec od przykładu rodziców, który nam został wytatuowany na ramieniu niczym tatuaż. Wiem, że są ludzie, którzy się starają być dobrymi ludźmi – to na szczęście wiedziałem wcześniej. Czy ja to wszystko wymyśliłem sam? Tego nie wiem. Nie zgadzam się, że o rzeczach wzniosłych napisać się nie da. Nie zgadzam się, że życie nadaje nam klatki. Nie zgadzam się z obojętnością. Tylko po co ja się tak tu ze wszystkim nie zgadzam. Jednak nadal rozmowa z talerzem wydaje mi się wyjątkowo kusząca.

wtorek, 16 listopada 2010

AudioTele

     Tak, na to właśnie czekałem. Są zagadki bez odpowiedzi. Rzuciłem się wprost do garnka na gazie, w której jest gotująca się woda. Ale nie tu tkwi brak intuicji. Jam jest ciekaw, co będzie, kiedy wyjdę już z tej nieprzyjemnej parowej kąpieli. Czy talki moment nastąpi?


     Jednak zdam się na intuicję. Bo mi od zawsze coś mówi, że kiedy odpowie się na mnóstwo banalnych pytań odkryje się, a właściwie dobędzie daru szerszego spojrzenia na świat. Spojrzenia oczywiście bardziej świadomego. A posiadanie takiego „daru” wydaje mi się całkiem korzystne.

     A teraz odpowiadam sobie na banalne pytanie, co zrobić z własnym sobą na tej oto lekcji informatyki. Co będzie ciekawsze, właśnie piszę sprawdzian, aczkolwiek stwierdzenie „piszę sprawdzian” nie do końca jest prawidłowym stwierdzeniem. Zostałem po prostu bez pytania wrzucony do rozgotowanej wody.

     Jaki będzie efekt? Nie wiem, ale cieszę się i jestem zadowolony z faktu zadania własnemu sobie kolejnego pytania. No przecież nie ma głupich pytań...

     Właśnie zadzwonił dzwonek. Skończyła się poprawa. Za kilka minut znów dzwonek nastąpi. Tym razem zostanę wrzucony w rzeczywistość pisania kolejnego sprawdzianu. Zastanawia mnie ta kolej rzeczy. Cóż, mam temat do rozmyślań. Co zrobię z dwoma pięknymi jedynkami, niechybnie zasłużonymi.

     Ale dodając po słowie, kurczę, stan beznadziejności to nie koniec świata. Dlaczego mam ochotę się cieszyć? To wydaje się być oczywiste.

poniedziałek, 15 listopada 2010

Słoń stał się mrówką

     Czy to powinno być w moim pamiętniku, chyba tak. Przecież głupolu, ja to kiedyś przeczytam, i będę mógł z obecnego stanu coś wyciągnąć, albo się pośmiać. A chciałbym tego bardzo. Ostatnie kilka dni spowodowało - NIE -  nic nie spowodowało. Po prostu nie ma mnie już. Jestem w szoku. Tydzień temu byłem sobą. Bach. Dzisiaj jestem sobą. Ale linia łącząca obie te persony wydaje się być zerwana – jestem rozradowany. Błąd, jestem wielce rozradowany.

     Kiedyś powiedziałbym, że kaczka nigdy nie stanie się fortepianem. Pewnie nawet kłóciłbym się z takimi stwierdzeniami. Myślałem, że wolna wola jest w ten sposób ograniczona, paradoksem było by dla mnie takowe stwierdzenie. Ale... Dziś wydaje mi się to zupełnie realne.  Błąd, jestem w tym przekonaniu pełen radości.

     A jeśli chodzi o kaczkę i fortepian. Nie chodzi mi o doszukiwanie się, że niby to fortepian jest ciekawszą formą bytu. Ale to tak tylko gwoli wyjaśnieniu, gdyby ktoś chciałby się mnie spytać „Słuchaj stary, a co ty w tym fortepianie widzisz?”

     Jestem z siebie dumny. Stałem się egoistą. Egoistą? A i owszem, ja lubię zjadać czas człowiekowi. Z innej perspektywy nazwał bym tą czynność dawaniem radości. Kurczę, ale czy ja nadal jestem egoistą?

     Gdybym miał teraz stwierdzić, że świat jest trudny, ponieważ nie umiem odpowiedzieć sobie na powyższe pytanie,  musiałbym być z takim „mniemaniem” w niezgodzie. Zostałem paranoikiem, z marzyciela stałem się idealistą. Jestem z siebie dumny. No i po co się kłócić?

poniedziałek, 8 listopada 2010

Kraków


     Tak, wiara czyni cuda. Można w pól godziny znaleźć mieszkanko w Krakowie, nie mam już co do tego żadnych wątpliwości. Jednak najlepszą wiadomością jest to, że jadę do Krakowa i to już jutro. Niepoprawnie zarywającszkołę, komplikując sobie całą rzeszę spraw ale czego nie zrobi się dla własnych pożądań i swej natury. W końcu naturę to od Boga chyba mam, nie ładnie lekceważyć Boga!


     Pożądam przemierzania drogi,zostawiania w tyle całego ociekającego tandetą świata, ale kurcze, mam świadomość,że na razie tandeta i tak będzie wokoło obecna. Wniosek z rozmowy: „kupa towarzyszy nam przez całe życie”.  Czemu? „W kupie raźniej. -Kupiłeś już tę bluzkę? -Zakupiliśmy 1,5 kg dorsza na Wigilię kochanie? Koniec kupienia!

A po co jadę? Odpowiedź na to pytanie wydaje mi się na ten czas zbyt osobista. O tym to za rok ;D za dwa…

niedziela, 7 listopada 2010

Tajemnicze znalezisko

     Jak donoszą rodzinne pogłoski,  w łodzi podczas robót drogowych odkopano tajemniczą butelkę. Wydobyte znalezisko, wydawało się wszystkim bardzo szczególne. Na zabrudzonej i zjedzonej przez czas etykiecie dało się odczytać początek daty 18??. Robotnicy zadzwonili do muzeum i poinformowali o znalezisku, będąc w przekonaniu, że odnaleźli coś bardzo ważnego. Kiedy ekipa historycznych badaczy chciała rozwikłać zagadkę związaną z zawartością butelki, okazało się, że robotnicy już tego czynu dokonali. Chwalili sobie posmak wódki, bowiem po własnych ekspertyzach stwierdzili jednomyślnie, że była to cytrynówka.

      I tutaj można obalić mit, że jakoby robotnicy popijali by własny żywot tylko i wyłącznie tanim i niskiej jakości alkoholem. Przesądom nie boję się powiedzieć "nie". Jedni po prostu uczą się do trzydziestki, aby od czasu do czasu spróbować co lepszego alkoholu, ewentualnie siedzieć na odwyku, a inni, inni niczym marzyciele, ludzie z pasjami po grób, wyruszają na podbój ziemi z łopatą, w poszukiwaniu upragnionego smaku pełnego wyrafinowania.

     Jak my o sobie mało wiemy.

Kura

- kiedyś na wsi dostałam żywą kurę…
- i się jej bałam
- ale nie chciałam robić wstydu więc ją wzięłam
- wiesz jak to jest jechać na rowerze z kurą?


czwartek, 28 października 2010

Pamiętnik, kartka nr 3

     Każda kolejna chwila coraz bardziej mnie pociesza. Nie dalej jak we wtorek, autobus chciał zjeść moją nogę. Koleżanka zapytała- No ale chyba nie zjadł :D ? Odpowiedział, iż but został chapnięty zęborami odrzwi. -To żarłok- dodał narrator.

     A dziś, dziś całkiem przypadkowo zaspałem na pierwszą lekcję więc nie poszedłem również na drugą. Po wejściu do szkoły okazało się, że z dwóch pierwszych godzin byliśmy zwolnieni, jakaż była moja radość. „Jak zaczynam, to kończę” i ja zażegnam ten post z lekką pustką w głowie, sam będąc ciekawym, czego jeszcze dzisiaj zdołam nie dokonać.

poniedziałek, 25 października 2010

Zielonych kropek sznur...

     Powstrzymując się przed pisaniem o kurzu, zastanawiam się dlaczego siedzę przed monitorem, dlaczego patrzę na zieleń moich ścian, dlaczego zastanawiam się nad celowością bytu przypadkowo napotkanych rzeczy, kiedy macham sobie w nijak ogarnięty sposób głową. Chwila braku koncentracji, chwila bez patrzenia wciąż tylko na litery. Chwila dla pana Gienka.
Nawet chwila dla własnych dłoni – podpierają głowę, chyba nie opadnie. Ile jest ironii w chwili na chwil zbieranie? Nie wiem, nie czas bym wiedział, poczekam na siwy kosmyk włosów.

     Namalowałem dzisiaj na szybie sznur zielonych kropek. Nie mam pojęcia jaki był cel mojej twórczości, ale zajęcie wyjątkowo mnie zaabsorbowało. Ciekawe co czuło włosie pędzla najpierw maczane w pudełeczku z farbą, a później penetrujące odważnie gładką powierzchnię szkła. Ciekawe czy szkło, ba, czy końskie włosie mogło cokolwiek poczuć. W chwili obecnej nie mam zdania, aczkolwiek na co dzień wątpię takim stwierdzeniom. Gdzie by się podziało i jakie miało by za zadanie życie w martwej przecież z natury szybie, któż wie, na pewno nie ja. Chyba żeby szyba…

poniedziałek, 18 października 2010

Mamaaa!?

- Mamaaa! Podasz mi gładką kartkę A4?!
- Poczekaj chwilę- odparł nieco zmęczony głos. Następnie do pokoju wkroczyła moja mama, trzymając w dłoni całkiem pokaźny plik lśniących bielą kartek.
- Mama, a po co przyniosłaś aż tyle?, pytającym tonem dała o sobie znać moja osoba. Nieco zmieszana i zaskoczona pytaniem rodzicielka moja odparła głosem pełnym ironii:
- Chciałam dać ci wybór


     Chciałbym teraz podziękować ludziom za ich mądre decyzje, które wpływają na życie zwykłych ludzi, takich jak ja. Też myślę że promocja cytryn w hipermarkecie to świetny pomysł :D

sobota, 16 października 2010

Dziwoląg

-Popijając czas winem?
-Nie! Udaję niepijącą, bo mi szkoda kasy na alkohol gdyż akurat on nie jest za darmo.


Magda- Czy ty naprawdę wolisz kupić motor i nim przemierzyć świat? -zapytał z niedowierzaniem. Odpowiedziała - Stanowczo. Nie mógł się wprost pogodzić z takim orzecznikiem! Począł krzyczeć:
stopem, stopem, tylko stopem!- desperacja spowodowana zaangażowaniem w Magdę spowodowała smutek na mojej twarzy. -Przecież...
Może cię ktoś w końcu porwie... Przeżyjesz romans z porywaczem i, i kiedy cię uwolnią ty już nie będziesz pragnęła wolności! Kochanek, twój obiekt pożądania, za zbrodnię dokonaną na śmierć wydany zostanie, a ty załamana takim przebiegiem zdarzeń napiszesz szaleńczo porywającego harlekina i zatapiając smutek w tabletkach nasennych trafisz na oddział psychiatryczny za próbę samobójstwa. a potem, gdy cię wypuszczą przedawkujesz proszek do prania i żywot dokonasz przy pralce i brudnej bieliźnie. Mówił to, by obudzić drzemiącą w niej naturę dziwoląga. Osunęła się chłodno na krzesło i - Nie chcę żadnego romansu- wyzionęła lodowatą ripostą dodając - Harlekinami się brzydzę!

piątek, 15 października 2010

Pamiętnik, kartka nr 2

     Ciągnie mnie do ciebie, ciągnie mnie do ciebie moja drogo bez planu. Szkoła, obowiązki, jakkolwiek wypełniane, ale zapełniają czas. Jak z tym wszystkim można się pogodzić mając jednocześnie ducha nieogarniętych wypraw stopem. Obiecałem sobie, że pojadę gdzieś przed świętami, oby mi się udało…

     A w głowie wciąż nowe pomysły, czasami dziwne. Przeważnie dziwne? Ostatnimi czasy podjąłem niezbyt skomplikowaną znajomość z własnym słomkowym kapeluszem. Pomruczałem mu, pośpiewałem. Ale przynajmniej moja gitara mogła płakać z radości rzewnymi łzami. Nawet napisałem limeryk o moim kapeluszu, po korekcie może kiedyś go tutaj dodam.

piątek, 24 września 2010

Pamiętnik, kartka nr 1

     Dzisiaj piątek, w sumie zwykły dzień.Zajęcia szybko się skończyły. Udałem się posuwistym ruchem na działkę wuja, żeby wypapować mu dach, cokolwiek by to nie znaczyło.
Już wiem, że biała smoła jest brązowa. Kiedy ją takimi nieokiełznanymi, lecz mającymi swój cel ruchami, rozprowadzałem nie mogłem wyjść z podziwu jaki ona ma piękny kolor. Stojąc na dachu, ledwo co trzymającej się kupy chałupy, papiłem. Ta konsystencja, ten kolor i naturalny powab brązowego i lśniącego w słońcu gówna. Byłem głodny....
Ale białą smołę polecam każdemu.Teraz jest 22:12 i ta historia ma swój ciąg dalszy.

środa, 15 września 2010

Co w życiu jest naprawdę potrzebne.

  Kiedy świat zwiedza się jeżdżąc stopem, bardzo przydatną rzeczą jest zeszyt. Można w nim napisać wielkimi literami gdzie chcemy jechać i straszyć tym napisem przejeżdżających kierowców. Reakcje zaskoczonych tym faktem wynagradzają długie oczekiwanie. W zeszycie takim odnalazłem twór liryczny który wprawia mnie czasami w lepszy nastrój.

No title
Me bębny słuchowe słyszą naokoło:
"gorące kolby kukurydzy!"
Chętnie by się nawet tak zjadło
gorącą kukurydzę

Wzrok w koło, za wszech panującym pięknem
wciąż galopem goni... i
dogonić nie zdążę...
za tym boskim cieniem.

Ja chyba nie dojdę,
zatrzymał się ktoś...
i dotarłem w końcu

niedziela, 5 września 2010

Ponownie powrót

 „Dzisiaj chciałbym być poetą i Świętym, aby zaśpiewać najpiękniejszy na ziemi hymn: hymn o miłości. Chciałbym sprawić, aby melodia, która rozbrzmiewa w niebie, odbiła się echem tu, na ziemi.” 
Alojzy Orione



     Kiedy wróciliśmy, ja swoimi myślami wybiegałem daleko po za rzeczywisty świat. Powyższa myśl Alojzego była dla mnie celem samym w sobie. Stwierdziłem jednak, że ująć w słowach tak wielkiej idei się nie da…

     Pierwszy dzień zawsze jest super. Tym bardziej wtedy, gdy to jest kolejny pierwszy dzień. Naprawdę się dusza weseli, kiedy może biegnąć z rękoma szeroko rozłożonymi do u ścisku. Jaką ma się w sobie radość, kiedy co chwila ktoś podbiega z szerokim uśmiechem. Już idziemy. Jakże czekałem na te słowa, słowa młodej dziewczyny. Powiedziała, a raczej zapytała się mnie: „Dlaczego muszę czekać cały rok, żeby uświadamiać sobie na nowo, jak bardzo ludzie mogą być dobrzy”.

     Kiedy dochodziliśmy do Częstochowy, coraz bardziej wyczuwało się wszech panującą dobroć. A przecież dobro jest owocem miłości do bliźniego. Jakże jestem wdzięczny Bogu, że dał mi łaskę uczestniczyć w tej drodze. Bo kiedy widzi się takie małe gesty bratniej miłości, w sercu aż kipi z zachwytu nad Stwórcą, i jego dziełem.
„Bez umartwiania, nie ma cnoty”
bł. Josemaria Escriva

czwartek, 19 sierpnia 2010

Jutro wyruszamy, od jutra zaczną się dziać przepiękne rzeczy

     Sięgając do wspomnień, dzień 20 sierpnia wywołuje wyjątkowe uczucia. Jest on dla mnie początkiem roku, początkiem nowego Ja, dlaczego?

     Zapytał mnie kiedyś kolega, czy mam słowa(czy takowe istnieją), które przywołują we mnie wspomnienia, uczucia. Pytanie wydało mi się banalne, wręcz zadane przez pokrzywdzonego człowieka. A gdzie słowo „mamo”, „tato”, albo niezwykłe „Ojcze” z modlitwy Ojcze nasz. Dla mnie jednym z takich słów stała się „pielgrzymka”. W tym roku już „542 Piesza Pielgrzymka Pabianicka na Jasną Górę”, ja byłem zaledwie kilka razy.



     „Jutro wyruszamy, od jutra zaczną się dziać przepiękne rzeczy”. Ów myśl, która mnie teraz dopadła, daje ogromną nadzieję, nadzieję na lepsze jutro – i to dosłownie :D. Nasze codzienne życie, przypomina mi wypalony i wyjałowiony syberyjski las. Smutny to widok. A pielgrzymka potrafi roztopić nasze kilkumetrowe warstwy(lodu) obronne przed dobrem, przed słońcem. O co mi chodzi? Na co dzień nie myślimy, że jakiekolwiek cierpienie ma sens, a tym bardziej nasze. W życiu codziennym czujemy, że nas boli, i czujemy się z tym źle, no a na pewno niekomfortowo. A pielgrzymka? Pięknym widokiem jest uśmiech, u człowieka wytrzymałego, kiedy podchodząc obwieszcza o nowo zdobytym bąblu. Ale nie oczekujmy samych super bohaterów, którzy Ida pomimo że boli, do tego z uśmiechem. Niektórzy nie mają już siły na uśmiech, i wtedy dopiero człowiek czuje się potrzebny. Spowodowanie uśmiechu u takiej osoby daje ogromna radość i osobie bez sił, i tym bardziej rozweselającemu człowiekowi. I gdy to się widzi dookoła, ba, gdy się w tym wszystkim uczestniczy, raz jako smutas bez sił, a innym razem jako pocieszyciel, to jest dopiero pięknie spożytkowana chwila.

     A ile w mej pamięciowej galerii obrazów, które można objąć ramionami i powiedzieć, jak ja was kocham, za to że jesteście. Jak bardzo przez te 10 dni stajemy się ludźmi. Jak podczas marszu potrafimy wybaczyć, zapomnieć, czy uśmiechnąć się po raz pierwszy od...

    „Jutro wyruszamy, od jutra zaczną się dziać przepiękne rzeczy”, niechaj tak będzie, będę za 10 dni, a ty się możesz za naszą pielgrzymkę pomodlić.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Witam Cię! drogi czytelniku.

"Każdy przecież początek to tylko ciąg dalszy,
a księga zdarzeń 
zawsze otwarta w połowie". 
                                                     Wiesława Szymborska

     Ona prawie zawsze mnie zaskakuje, moja nietuzinkowa codzienność wymknęła się już z rutyny, za którą kroczy spora rzesza ludzi. Walka o radość i uśmiech sprawia mi ogromną przyjemność, ale zarazem daje ogromną siłę, siłę na to bym kroczył - z uśmiechem.

  
     Na początku chciałbym zdjąć z głowy cylinder i skinąć głową, ażeby się elegancko z tobą przywitać. Kim jestem, możesz zobaczyć w profilu, a co ja tutaj robię?
Przede wszystkim, chciałbym opisać to, co widzę przez moje niewidzialne okulary, to jak widzę i jak patrzę na świat. Przychodzę tu z nadzieją, że uda mi się pokazać moje inspiracje, moje powody do walki o życie.