poniedziałek, 29 listopada 2010

Mordobicie

- Poznałam niewielu ludzi uśmiechniętych. Omijała mnie radość. Jesteś inny.
- jestem tylko robaczkiem, a ludzi uśmiechniętych jest jeszcze trochę , naprawdę
- ja miałam chyba na tyle smutne życie , ze się z niewieloma takimi spotkałam
ale jak mówisz, ze są tacy, to jest nadzieja :D

- „smutne życie”
muszę się nad tym frazesem zastanowić
często mnie zaskakuje łączenie  tych dwu wyrazów
naprawdę

- tak? a co w tym polaczeniu 'nietakiego'?:)

- życie, eksplozja tajemniczej siły, czegoś nieodkrytego, niezbadanego, cudownego, wykraczającego po za naszą świadomość, łączyć ze słowem tak…
takim zwykłym słowem „smutne”

nie ja rozumiem, nie musi wzbudzać to w tobie kontrowersji
ale mnie to dziwi :)
i nie chodzi o szukanie na siłę piękna, przemalowywania, wyolbrzymiania
ale o takie spokojne  jesienne myślenie

Dostałem po twarzy komplementem. Zmieniłem temat. Dostałem po twarzy komplementem. Był trafiony. Rozmiękło mi poczucie zadowolenia. Rozkołysało mi się w stanie chwilowej nieważkiej przyjemności. To naprawdę może być fajne. Mam zadanie, dla siebie. Nauczyć przyjmować się komplementy.  Kolejny powód do uśmiechu?

Zafascynowanie człowiekiem. Fascynacja każdym człowiekiem, każdym drzewem, podmuchem wiatru. Często zapominam. Zbyt często zapominam o tych cudach. Ma postawa ma tak wiele z postawy przesiąkniętej marnością.

- to chyba jest kontynuacja. Życie źle wykorzystywane, niedoceniane, przegapione, zmarnowane.
smutne Zycie to dla mnie…

- „niedocenione”… ileż w tym słowie przerażającej prawdy.

Mi pozostaje radować się. Radować się walką z własnymi słabościami, pocieszać się wygranymi. Uśmiechać się do klęsk, i gotować zupę dla wesołej przyszłości…

Tak, to jest dobra myśl

     Dzisiaj jestem radosny. Choć zawaliłem dzień w szkole, jestem pocieszony. Kiedyś musiałem być twardy. Tak mi się wydawało, i z pokerowym wyrazem twarzy pokonywałem codzienność. Jakie to smutne. To było. Dawno, zaczynam już zapominać. A dziś, teraźniejszość jest inna. Codzienność staje się zupełnie zaskakująca. Zadowala mnie to. Dziś się cieszę z własnych poruszeń. Zastanawia mnie jednak ów myśl codzienności. Codzienność jest często podobna. Smutni są ludzie których los nie zaskakuje. Tak mi się wydaje. Ale los nie musi zaskakiwać zewnętrznie. Pośród idealnego życia, który jest celem wielu młodych jednostek, brakuje w ogóle bytu nienamacalnego. Nie chodzi o duchowość religijną. Mam na myśli proste patrzenie na naszą osobę. Gesty, ruchy są efektem czegoś materialnego. A myśli?

     Jest na to wiele odpowiedzi, wielu jednak nie znamy. Ale po co nam wszystko wiedzieć, gdzie byłby wtedy element niespodzianki? Gdzie poczulibyśmy się jakoś bardziej? Tak, to jest dobra myśl.
Pozdrawiam :)

niedziela, 28 listopada 2010

Pan Rok

     Zastanawiałem się, czy należy dziś świętować. Świętowałem w duchu.  Rozmawiałem. Pocieszono moją radość rozmową. Rozmowa była dobra.

     Słucham piosenki, jest smutna. Jestem wesoły. Nostalgia tak łatwo mnie nie dobędzie. Nostalgia? Nie, przecież jestem facetem. I co z tego? W sumie nic.

     Poruszono dnia dzisiejszego kwestię nadużywania słów. Poruszyłem ja. Rzucono przykład. Odebrałem przykład. Depresja, Wiara. To już są dwa.

    Podjąłem zastanawiania. Dlaczego ludzie tak często narzekają? Jak wiele rzeczy może się nie podobać. Stop. Łatwiej było by zapytać, co na tym świecie się komuś może podobać. Stop. Cieszę się, że wolę iść pod górkę. Moje zadanie na dziś? Zacząć szukać maszyny do robienia pesymistów. Jak ją znajdę, na pewno jakoś ją popsuję.

     Po co to piszę? Pesymizm wyjątkowo mi nie leży. A może ludzie smutni, zakładają jedynie garnitury od złego krawca? Cieszę się z własnego fraka. Chyba zostanę krawcem.

wtorek, 23 listopada 2010

Pamiętnik, kartka nr 5

- chcesz coś po mnie w spadku?
cisza
- mhm, wiesz, chciałbym pierwszą lepszą książkę, ale z dedykacją.
cisza
- większość książek oddałam już do biblioteki, ale spoko, coś znajdę.
cisza
- chcesz coś jeszcze?
- talerz i kubek…
cisza
- za miesiąc dowiem się czy umieram, jak coś wtedy dopiszę w testamencie…
cisza

     Wczoraj rozmawiałem, będąc w pół nieświadomy świata, z ciszą. Miałem chęć powiedzieć coś do talerzy. Zostałem poinformowany, że o rzeczach wzniosłych się napisać nie da, nie na GG. Dowiedziałem się, że ciężko uciec od przykładu rodziców, który nam został wytatuowany na ramieniu niczym tatuaż. Wiem, że są ludzie, którzy się starają być dobrymi ludźmi – to na szczęście wiedziałem wcześniej. Czy ja to wszystko wymyśliłem sam? Tego nie wiem. Nie zgadzam się, że o rzeczach wzniosłych napisać się nie da. Nie zgadzam się, że życie nadaje nam klatki. Nie zgadzam się z obojętnością. Tylko po co ja się tak tu ze wszystkim nie zgadzam. Jednak nadal rozmowa z talerzem wydaje mi się wyjątkowo kusząca.

wtorek, 16 listopada 2010

AudioTele

     Tak, na to właśnie czekałem. Są zagadki bez odpowiedzi. Rzuciłem się wprost do garnka na gazie, w której jest gotująca się woda. Ale nie tu tkwi brak intuicji. Jam jest ciekaw, co będzie, kiedy wyjdę już z tej nieprzyjemnej parowej kąpieli. Czy talki moment nastąpi?


     Jednak zdam się na intuicję. Bo mi od zawsze coś mówi, że kiedy odpowie się na mnóstwo banalnych pytań odkryje się, a właściwie dobędzie daru szerszego spojrzenia na świat. Spojrzenia oczywiście bardziej świadomego. A posiadanie takiego „daru” wydaje mi się całkiem korzystne.

     A teraz odpowiadam sobie na banalne pytanie, co zrobić z własnym sobą na tej oto lekcji informatyki. Co będzie ciekawsze, właśnie piszę sprawdzian, aczkolwiek stwierdzenie „piszę sprawdzian” nie do końca jest prawidłowym stwierdzeniem. Zostałem po prostu bez pytania wrzucony do rozgotowanej wody.

     Jaki będzie efekt? Nie wiem, ale cieszę się i jestem zadowolony z faktu zadania własnemu sobie kolejnego pytania. No przecież nie ma głupich pytań...

     Właśnie zadzwonił dzwonek. Skończyła się poprawa. Za kilka minut znów dzwonek nastąpi. Tym razem zostanę wrzucony w rzeczywistość pisania kolejnego sprawdzianu. Zastanawia mnie ta kolej rzeczy. Cóż, mam temat do rozmyślań. Co zrobię z dwoma pięknymi jedynkami, niechybnie zasłużonymi.

     Ale dodając po słowie, kurczę, stan beznadziejności to nie koniec świata. Dlaczego mam ochotę się cieszyć? To wydaje się być oczywiste.

poniedziałek, 15 listopada 2010

Słoń stał się mrówką

     Czy to powinno być w moim pamiętniku, chyba tak. Przecież głupolu, ja to kiedyś przeczytam, i będę mógł z obecnego stanu coś wyciągnąć, albo się pośmiać. A chciałbym tego bardzo. Ostatnie kilka dni spowodowało - NIE -  nic nie spowodowało. Po prostu nie ma mnie już. Jestem w szoku. Tydzień temu byłem sobą. Bach. Dzisiaj jestem sobą. Ale linia łącząca obie te persony wydaje się być zerwana – jestem rozradowany. Błąd, jestem wielce rozradowany.

     Kiedyś powiedziałbym, że kaczka nigdy nie stanie się fortepianem. Pewnie nawet kłóciłbym się z takimi stwierdzeniami. Myślałem, że wolna wola jest w ten sposób ograniczona, paradoksem było by dla mnie takowe stwierdzenie. Ale... Dziś wydaje mi się to zupełnie realne.  Błąd, jestem w tym przekonaniu pełen radości.

     A jeśli chodzi o kaczkę i fortepian. Nie chodzi mi o doszukiwanie się, że niby to fortepian jest ciekawszą formą bytu. Ale to tak tylko gwoli wyjaśnieniu, gdyby ktoś chciałby się mnie spytać „Słuchaj stary, a co ty w tym fortepianie widzisz?”

     Jestem z siebie dumny. Stałem się egoistą. Egoistą? A i owszem, ja lubię zjadać czas człowiekowi. Z innej perspektywy nazwał bym tą czynność dawaniem radości. Kurczę, ale czy ja nadal jestem egoistą?

     Gdybym miał teraz stwierdzić, że świat jest trudny, ponieważ nie umiem odpowiedzieć sobie na powyższe pytanie,  musiałbym być z takim „mniemaniem” w niezgodzie. Zostałem paranoikiem, z marzyciela stałem się idealistą. Jestem z siebie dumny. No i po co się kłócić?

poniedziałek, 8 listopada 2010

Kraków


     Tak, wiara czyni cuda. Można w pól godziny znaleźć mieszkanko w Krakowie, nie mam już co do tego żadnych wątpliwości. Jednak najlepszą wiadomością jest to, że jadę do Krakowa i to już jutro. Niepoprawnie zarywającszkołę, komplikując sobie całą rzeszę spraw ale czego nie zrobi się dla własnych pożądań i swej natury. W końcu naturę to od Boga chyba mam, nie ładnie lekceważyć Boga!


     Pożądam przemierzania drogi,zostawiania w tyle całego ociekającego tandetą świata, ale kurcze, mam świadomość,że na razie tandeta i tak będzie wokoło obecna. Wniosek z rozmowy: „kupa towarzyszy nam przez całe życie”.  Czemu? „W kupie raźniej. -Kupiłeś już tę bluzkę? -Zakupiliśmy 1,5 kg dorsza na Wigilię kochanie? Koniec kupienia!

A po co jadę? Odpowiedź na to pytanie wydaje mi się na ten czas zbyt osobista. O tym to za rok ;D za dwa…

niedziela, 7 listopada 2010

Tajemnicze znalezisko

     Jak donoszą rodzinne pogłoski,  w łodzi podczas robót drogowych odkopano tajemniczą butelkę. Wydobyte znalezisko, wydawało się wszystkim bardzo szczególne. Na zabrudzonej i zjedzonej przez czas etykiecie dało się odczytać początek daty 18??. Robotnicy zadzwonili do muzeum i poinformowali o znalezisku, będąc w przekonaniu, że odnaleźli coś bardzo ważnego. Kiedy ekipa historycznych badaczy chciała rozwikłać zagadkę związaną z zawartością butelki, okazało się, że robotnicy już tego czynu dokonali. Chwalili sobie posmak wódki, bowiem po własnych ekspertyzach stwierdzili jednomyślnie, że była to cytrynówka.

      I tutaj można obalić mit, że jakoby robotnicy popijali by własny żywot tylko i wyłącznie tanim i niskiej jakości alkoholem. Przesądom nie boję się powiedzieć "nie". Jedni po prostu uczą się do trzydziestki, aby od czasu do czasu spróbować co lepszego alkoholu, ewentualnie siedzieć na odwyku, a inni, inni niczym marzyciele, ludzie z pasjami po grób, wyruszają na podbój ziemi z łopatą, w poszukiwaniu upragnionego smaku pełnego wyrafinowania.

     Jak my o sobie mało wiemy.

Kura

- kiedyś na wsi dostałam żywą kurę…
- i się jej bałam
- ale nie chciałam robić wstydu więc ją wzięłam
- wiesz jak to jest jechać na rowerze z kurą?