czwartek, 28 października 2010

Pamiętnik, kartka nr 3

     Każda kolejna chwila coraz bardziej mnie pociesza. Nie dalej jak we wtorek, autobus chciał zjeść moją nogę. Koleżanka zapytała- No ale chyba nie zjadł :D ? Odpowiedział, iż but został chapnięty zęborami odrzwi. -To żarłok- dodał narrator.

     A dziś, dziś całkiem przypadkowo zaspałem na pierwszą lekcję więc nie poszedłem również na drugą. Po wejściu do szkoły okazało się, że z dwóch pierwszych godzin byliśmy zwolnieni, jakaż była moja radość. „Jak zaczynam, to kończę” i ja zażegnam ten post z lekką pustką w głowie, sam będąc ciekawym, czego jeszcze dzisiaj zdołam nie dokonać.

poniedziałek, 25 października 2010

Zielonych kropek sznur...

     Powstrzymując się przed pisaniem o kurzu, zastanawiam się dlaczego siedzę przed monitorem, dlaczego patrzę na zieleń moich ścian, dlaczego zastanawiam się nad celowością bytu przypadkowo napotkanych rzeczy, kiedy macham sobie w nijak ogarnięty sposób głową. Chwila braku koncentracji, chwila bez patrzenia wciąż tylko na litery. Chwila dla pana Gienka.
Nawet chwila dla własnych dłoni – podpierają głowę, chyba nie opadnie. Ile jest ironii w chwili na chwil zbieranie? Nie wiem, nie czas bym wiedział, poczekam na siwy kosmyk włosów.

     Namalowałem dzisiaj na szybie sznur zielonych kropek. Nie mam pojęcia jaki był cel mojej twórczości, ale zajęcie wyjątkowo mnie zaabsorbowało. Ciekawe co czuło włosie pędzla najpierw maczane w pudełeczku z farbą, a później penetrujące odważnie gładką powierzchnię szkła. Ciekawe czy szkło, ba, czy końskie włosie mogło cokolwiek poczuć. W chwili obecnej nie mam zdania, aczkolwiek na co dzień wątpię takim stwierdzeniom. Gdzie by się podziało i jakie miało by za zadanie życie w martwej przecież z natury szybie, któż wie, na pewno nie ja. Chyba żeby szyba…

poniedziałek, 18 października 2010

Mamaaa!?

- Mamaaa! Podasz mi gładką kartkę A4?!
- Poczekaj chwilę- odparł nieco zmęczony głos. Następnie do pokoju wkroczyła moja mama, trzymając w dłoni całkiem pokaźny plik lśniących bielą kartek.
- Mama, a po co przyniosłaś aż tyle?, pytającym tonem dała o sobie znać moja osoba. Nieco zmieszana i zaskoczona pytaniem rodzicielka moja odparła głosem pełnym ironii:
- Chciałam dać ci wybór


     Chciałbym teraz podziękować ludziom za ich mądre decyzje, które wpływają na życie zwykłych ludzi, takich jak ja. Też myślę że promocja cytryn w hipermarkecie to świetny pomysł :D

sobota, 16 października 2010

Dziwoląg

-Popijając czas winem?
-Nie! Udaję niepijącą, bo mi szkoda kasy na alkohol gdyż akurat on nie jest za darmo.


Magda- Czy ty naprawdę wolisz kupić motor i nim przemierzyć świat? -zapytał z niedowierzaniem. Odpowiedziała - Stanowczo. Nie mógł się wprost pogodzić z takim orzecznikiem! Począł krzyczeć:
stopem, stopem, tylko stopem!- desperacja spowodowana zaangażowaniem w Magdę spowodowała smutek na mojej twarzy. -Przecież...
Może cię ktoś w końcu porwie... Przeżyjesz romans z porywaczem i, i kiedy cię uwolnią ty już nie będziesz pragnęła wolności! Kochanek, twój obiekt pożądania, za zbrodnię dokonaną na śmierć wydany zostanie, a ty załamana takim przebiegiem zdarzeń napiszesz szaleńczo porywającego harlekina i zatapiając smutek w tabletkach nasennych trafisz na oddział psychiatryczny za próbę samobójstwa. a potem, gdy cię wypuszczą przedawkujesz proszek do prania i żywot dokonasz przy pralce i brudnej bieliźnie. Mówił to, by obudzić drzemiącą w niej naturę dziwoląga. Osunęła się chłodno na krzesło i - Nie chcę żadnego romansu- wyzionęła lodowatą ripostą dodając - Harlekinami się brzydzę!

piątek, 15 października 2010

Pamiętnik, kartka nr 2

     Ciągnie mnie do ciebie, ciągnie mnie do ciebie moja drogo bez planu. Szkoła, obowiązki, jakkolwiek wypełniane, ale zapełniają czas. Jak z tym wszystkim można się pogodzić mając jednocześnie ducha nieogarniętych wypraw stopem. Obiecałem sobie, że pojadę gdzieś przed świętami, oby mi się udało…

     A w głowie wciąż nowe pomysły, czasami dziwne. Przeważnie dziwne? Ostatnimi czasy podjąłem niezbyt skomplikowaną znajomość z własnym słomkowym kapeluszem. Pomruczałem mu, pośpiewałem. Ale przynajmniej moja gitara mogła płakać z radości rzewnymi łzami. Nawet napisałem limeryk o moim kapeluszu, po korekcie może kiedyś go tutaj dodam.