piątek, 24 września 2010

Pamiętnik, kartka nr 1

     Dzisiaj piątek, w sumie zwykły dzień.Zajęcia szybko się skończyły. Udałem się posuwistym ruchem na działkę wuja, żeby wypapować mu dach, cokolwiek by to nie znaczyło.
Już wiem, że biała smoła jest brązowa. Kiedy ją takimi nieokiełznanymi, lecz mającymi swój cel ruchami, rozprowadzałem nie mogłem wyjść z podziwu jaki ona ma piękny kolor. Stojąc na dachu, ledwo co trzymającej się kupy chałupy, papiłem. Ta konsystencja, ten kolor i naturalny powab brązowego i lśniącego w słońcu gówna. Byłem głodny....
Ale białą smołę polecam każdemu.Teraz jest 22:12 i ta historia ma swój ciąg dalszy.

środa, 15 września 2010

Co w życiu jest naprawdę potrzebne.

  Kiedy świat zwiedza się jeżdżąc stopem, bardzo przydatną rzeczą jest zeszyt. Można w nim napisać wielkimi literami gdzie chcemy jechać i straszyć tym napisem przejeżdżających kierowców. Reakcje zaskoczonych tym faktem wynagradzają długie oczekiwanie. W zeszycie takim odnalazłem twór liryczny który wprawia mnie czasami w lepszy nastrój.

No title
Me bębny słuchowe słyszą naokoło:
"gorące kolby kukurydzy!"
Chętnie by się nawet tak zjadło
gorącą kukurydzę

Wzrok w koło, za wszech panującym pięknem
wciąż galopem goni... i
dogonić nie zdążę...
za tym boskim cieniem.

Ja chyba nie dojdę,
zatrzymał się ktoś...
i dotarłem w końcu

niedziela, 5 września 2010

Ponownie powrót

 „Dzisiaj chciałbym być poetą i Świętym, aby zaśpiewać najpiękniejszy na ziemi hymn: hymn o miłości. Chciałbym sprawić, aby melodia, która rozbrzmiewa w niebie, odbiła się echem tu, na ziemi.” 
Alojzy Orione



     Kiedy wróciliśmy, ja swoimi myślami wybiegałem daleko po za rzeczywisty świat. Powyższa myśl Alojzego była dla mnie celem samym w sobie. Stwierdziłem jednak, że ująć w słowach tak wielkiej idei się nie da…

     Pierwszy dzień zawsze jest super. Tym bardziej wtedy, gdy to jest kolejny pierwszy dzień. Naprawdę się dusza weseli, kiedy może biegnąć z rękoma szeroko rozłożonymi do u ścisku. Jaką ma się w sobie radość, kiedy co chwila ktoś podbiega z szerokim uśmiechem. Już idziemy. Jakże czekałem na te słowa, słowa młodej dziewczyny. Powiedziała, a raczej zapytała się mnie: „Dlaczego muszę czekać cały rok, żeby uświadamiać sobie na nowo, jak bardzo ludzie mogą być dobrzy”.

     Kiedy dochodziliśmy do Częstochowy, coraz bardziej wyczuwało się wszech panującą dobroć. A przecież dobro jest owocem miłości do bliźniego. Jakże jestem wdzięczny Bogu, że dał mi łaskę uczestniczyć w tej drodze. Bo kiedy widzi się takie małe gesty bratniej miłości, w sercu aż kipi z zachwytu nad Stwórcą, i jego dziełem.
„Bez umartwiania, nie ma cnoty”
bł. Josemaria Escriva